niedziela, 23 grudnia 2012

Priorytet przesłony i jogurtowe babeczki z gruszką i daktylami


...painting is something you do. You make a painting. You don’t make a photograph. You see a photograph. Photography is seeing only, you see it, you release the shutter, you use your aperture, your machine and once you’ve seen it, that’s it. It’s done.
{Jürgen Schadeberg}



Dość lenistwa! - pomyślałam.
I postanowiłam fotografować w trybie półmanualnym.
Wybrałam tryb priorytetu przesłony (A). Testowy pstryk! Uch...

Potem nastała chwila kombinowania z balansem bieli, pomiarem światła, kompensacją ekspozycji i błysku.
I znowu pstryk! pstryk! pstryk!
Wniosek? Dlaczego zabrałam się za to tak późno?
Przecież najlepiej uczyć się w praktyce.
Różnica jest OGROMNA.


Przy okazji chciałam jak najszybciej wypróbować moje nowe malutkie formy do pieczenia. Przepis przyszedł do głowy spontanicznie - gdy spostrzegłam, że dwie gruszki leżące w misie z owocami również potrzebują jak najszybszej interwencji kulinarnej.
Po prostu zaczęłam mieszać składniki, które wydały mi się pasować do gruszki.

I jak tylko skosztowałam pierwszą łyżkę ciepłego, aromatycznego ciasta pomyślałam - WOW, to jest pyszne!
Wierzcie mi, odrobina soli morskiej przełamująca słodkość tego wypieku po prostu oszałamia.

Zjedliśmy z Mężem po dwie, w ramach niedzielnego śniadania.



Ciasto jogurtowe (bardzo podobne do ciasta muffinowego, ale lepsze...)

szklanka mąki
1/3 szklanki cukru (użyłam pół objętości białego cukru i pół trzcinowego Dry Demerara)
pół łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
1/3 łyżeczki mielonego kardamonu

1 jajko + 1 żółtko
1/3 szklanki jogurtu greckiego lub śmietany 18%
1/4 szklanki oleju roślinnego
łyżka miodu

Dodatkowo:

dojrzałe gruszki (najlepiej odmiany okrągłej, o gładkiej, lekko błyszczącej skórce)
miękkie suszone daktyle
płatki migdałów
biały cukier (2 łyżki)
sól morska (pół łyżeczki)

Mieszamy w osobnych miskach suche i mokre składniki ciasta, a następnie łączymy je mieszając łyżką. Wykładamy do natłuszczonych foremek (lub formy).
Na wierzchu ciasta układamy naprzemiennie podłużne kawałki gruszki i połówki wypestkowanych daktyli. Posypujemy płatkami migdałów i cukrem wymieszanym z solą morską.
Pieczemy w temperaturze 180 stopni Celsjusza przez 20-23 minuty, aż wierzch będzie rumiany.






I jeszcze duża radość z małych nabytków oraz domowy aromat waniliowy.



piątek, 14 grudnia 2012

Co ma być, to będzie.




I don't trust women who don't go to their girlfriends.

{Drew Barrymore}






Zapowiedział się babski wieczór.
A co kobiety lubią najbardziej?
Oceniając powierzchownie, stereotypowo i jednak nieco prawdziwie - czekoladę i buty.
Dużo czekolady.
I dużo butów.




Więc przed babskim wieczorem zbiorowym - myślę -  zrobię babski wieczór indywidualny.

A raczej jego wizualizację.
Przynajmniej taki był plan, ale...


1) Pokusiłam się o zrobienie karmelu wedle jakiegoś tam zmodyfikowanego przepisu z masłem i... spaliłam. (Druga porcja, już według sprawdzonej i najprostszej receptury wyszła wspaniale, ufff...)

2) Mleczna czekolada do ganache okazała się zachowywać inaczej niż gorzka, więc ganache zaskoczył mnie za luźną konsystencją.

3) Zmęczenie brało już górę, więc robienie zdjęć przypominało bezcelowe motanie się, ręką drżała, a na składanie statywu nie miałam już ochoty.

No i jakoś to wszystko nie do końca wyszło tak, jak miało.

Ale tarta dostanie dziś jeszcze porcję bezy szwajcarskiej.

I mam nadzieję, że osłodzi - pośród innych wypieków - babski wieczór.
Choć śnieg znowu pada, i to mocno!, istnieje więc ryzyko, że osładzać będę się w domu sama z Mężem na naszym zaśnieżonym pół-odludziu. 
I wtedy będzie to już wieczór babsko-męski. :)


Tarta ze słonym karmelem, prażonymi migdałami i czekoladowym ganache (plus beza szwajcarska, nieco później)

Kruche ciasto kakaowe na spód:

280g mąki
90g cukru pudru
150g masła
2 żółtka
2 łyżki kakao naturalnego

Mąkę przesiać z cukrem pudrem i kakao. Posiekać z chłodnym masłem, dodać żółtka i zagnieść gładkie ciasto. Schłodzić 30 minut w lodówce. Rozwałkować, wylepić formę do tarty, nakłuć widelcem w kilku miejscach.
Przykryć ciasto folią aluminiową, przysypać fasolą lub grochem. Piec 15 minut w temperaturze 180 °C, następnie usunąć folię i fasolę i dopiekać jeszcze 15 minut. Ostudzić.

Dodatkowo:

pół szklanki siekanych, prażonych migdałów

sos karmelowy (przepis TU)

czekoladowy ganache 
250g czekolady mlecznej lub gorzkiej, 100ml słodkiej śmietanki 30%
Śmietankę zagotowujemy, zalewamy nią pokruszoną czekoladę, mieszamy aż masa będzie gładka i lśniąca. Studzimy.

Na spód tarty wysypujemy migdały. Zalewamy karmelem i pokrywamy ganache'm.
Opcjonalnie można jeszcze dodać kolejną warstwę z bezy szwajcarskiej (przepis TU).




niedziela, 9 grudnia 2012

Is it winter? Is it chocolate?



The divine drink which builds up resistance and fights fatigue. A cup of this precious drink permits man to walk for a whole day without food.

{Hernando Cortés}




Nie zawiera proszku kakaowego. W najlepszych jej rodzajach jest tylko do 33% masła kakaowego. Niektórzy uważają, że nie jest czekoladą ze względu na tak niską zawartość owego masła.

Ja jednak lubię ją bardzo. Ale tylko dobrej jakości.  Gładką, kremową, nie za słodką. W wersji do picia spełnia dla mnie słowa napisane do hiszpańskiego władcy Karola niemalże 500 lat temu.

A czy Wy uważacie, że biała czekolada to wciąż czekolada???

Aby się jej napić, wystarczy 8 dużych kostek rozpuścić w kąpieli wodnej z 225ml mleka, mocno podgrzać. 
Ja dodałam również spienionego mleka i syropu z płatków róż.

A do tego słodka łyżeczka. Banalna w wykonaniu, a pyszna i cieszy swą formą. W mojej wersji - dla kontrastu smaku i koloru - połączyłam czekoladę białą z wytrawną, deserową.

Pakiet energetyczny na ten mroźny, rażący bielą dzień. 

Nie lubię zimy. Nie lubię warstwowego ubierania. Ani zmarzniętych dłoni. Śliskich chodników i jezdni. Jestem zdecydowanie ciepłolubna. 
Jednak muszę przyznać, że zima bywa piękna. Więc wybaczam wszystkie niedogodności. Przynajmniej częściowo. I mimo tego, że w zasadzie to jeszcze jest jesień...



piątek, 30 listopada 2012

Blondynka wieczorową porą



Being in love is like being lit on fire and having your loved one morph into a marshmallow as she runs to embrace you
{Jarod Kintz, This Book has no title}




W strugach deszczu, z parasolem w dłoni pobiegłam dziś na pocztę odebrać przesyłkę.
To była książka, na którą czekałam. 

Kupiłam ją chyba głównie dlatego, by sprawić sobie małą wieczorną przyjemność (a nawet kilka) oglądania pięknych zdjęć na druku, a nie w formacie LCD.
Oraz po to, by poczytać jak inni (czyli Mimi) opisują kadry ze swojego życia. Taka socjologiczna ciekawość... ;)
I jeszcze dlatego, aby dowiedzieć się czegoś interesującego o różnych zakątkach świata lub jego aspektach. (Z pierwszej części, 'Czas Odnaleziony', dowiedziałam się sporo o kawie; przedtem trzy dekady żyłam w przekonaniu, że espresso z ekspresu ciśnieniowego to najmocniejsze, co z kawowych opcji można sobie zaserwować... A wcale nie...)
Wszystko to w prostym, bezpretensjonalnym stylu. Po prostu - przyjemne.

No więc dzisiaj pierwszy wieczór z powiewem 'Dobrego Wiatru' i z kubkiem czegoś ciepłego i lekko słodkiego.



Mleczna kawa różana z piankami Marshmallow (na duży kubek)


3/4 szklanki średnio mocnej kawy
1/2 szklanki tłustego, spienionego mleka
kilka pianek Marshmallow
syrop z płatków róży


A na koniec prequel wspomnianej wieczornej przyjemności. Mała sesja tego, co miało miejsce potem. Fotografowała blondynka.



niedziela, 25 listopada 2012

Torcik herbaciano-makowy z lemon curd


Wiesz, nie wszyscy lubią cebulę. 
Tort! Wszyscy lubią tort! 
Tort ma warstwy.




W końcu moja mała, wysoka tortownica doczekała się inauguracji!

Wyszedł z niej biszkopt.
Który przy odrobinie pracy zamienił się w tort. Z kremem makowym i herbacianym. Pokryty bezą szwajcarską i pierzynką lemon curd.

Po przepis zapraszam wieczorem...

---

Jest 21:21. Czas na przepis. 

Zestaw smaków - mak*, herbata i cytryna chodził za mną od jakiegoś czasu. I tak postanowiłam go połączyć w autorski zestaw, choć może jak by głębiej pogooglować, to podobne przepisy się znajdą (nic, czego ktoś by już kiedyś nie wymyślił...).

Jak każdy tort, czy nawet torcik, ten również wymaga nieco pracy i czasu. A może nie tyle czasu, ile wykonania sporej ilości drobnych czynności. Opis wydaje się długi. 
Ale zapewniam, że praca nie jest żmudna, pot nie płynie strumieniami, a efekt wart jest spróbowania.


Bazą oczywiście jest biszkopt, który ja upiekłam dzień wcześniej. Wiele lat temu, traumatyczne przeżycia z biszkoptem (masa wylewająca się z formy i ogólna wypiekowa porażka) zrodziły we mnie przekonanie, że lepiej się za niego nie zabierać. Jakiś czas temu zaryzykowałam z biszkoptem na roladę i diametralnie zmieniłam zdanie...

Trzeba tylko trzymać się prostych zasad (przekazywanych łańcuszkowo, znalezionych u Doroty z Moich Wypieków). I poznać swój piekarnik.

Najlepsza i najprostsza reguła dotycząca proporcji składników na biszkopt jest następująca:
na każde jajko, jedna łyżka mąki pszennej, jedna łyżka mąki ziemniaczanej i dwie łyżki cukru.
 
Zgodnie z tą zasadą na mój biszkopt zużyłam:

3 jajka
3 łyżki mąki pszennej + 3 łyżki mąki ziemniaczanej (zmieszane, przesiane)
6 łyżek cukru


Białka ubijamy na sztywną pianę i dalej ubijając dodajemy po łyżce cukru. Piana ma być 'bezowa' - zwarta i błyszcząca. Wówczas, ciągle miksując na niskich obrotach, dodajemy po jednym żółtku i na koniec przesiane mąki 2-3 partiami. Dno tortownicy wykładamy papierem do pieczenia, wlewamy masę, wyrównujemy szpatułką i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 170 stopni ok. 40 minut, do 'suchego patyczka'. Wyciągamy gorący biszkopt i upuszczamy formę na podłogę z wysokości mniej więcej pół metra. Wstawiamy biszkopt z powrotem do uchylonego piekarnika i zostawiamy do całkowitego wystygnięcia. 
Biszkopt odwracamy 'do góry dnem', dzielimy na 3 blaty.


Oba kremy do przełożenia tortu zrobiłam na jednej 'bazie' (na większy biszkopt zapewne trzeba zwiększyć proporcje):

1 opakowanie (250g) serka mascarpone
300ml śmietanki 30%

Krem makowy:

125g mascarpone ubijamy ze 150ml mocno schłodzonej śmietanki na gęsty krem. Dodajemy 2 łyżki cukru pudru (ilość cukru jest dość intuicyjna, dodajemy tyle, ile uznamy za stosowne; ja wolę wersję mniej słodką), kilka kropli aromatu migdałowego i około 1/3 szklanki maku (gotowego, mielonego).

Krem herbaciany:

Do 75ml śmietanki dodajemy łyżeczkę liściastej herbaty Earl Grey. Zagotowujemy w garnuszku z grubym dnem i zostawiamy na 10 minut.
Płyn przecedzamy przez sitko, mocno 'wyciskając' fusy. Schładzamy. 125g mascarpone miksujemy z herbacianym płynem i pozostałymi 75ml śmietanki na zwarty krem. Dosładzamy według uznania (ja  dodałam 1,5 łyżki cukru pudru).

Blaty tortu nasączamy rumem lub likierem - np. kokosowym Batida de Coco, przekładamy kremami dociskając delikatnie.

Beza szwajcarska do pokrycia tortu:

3 białka
150g cukru
kilka kropli aromatu waniliowego

Wszystkie składniki umieszczamy w metalowej misce. Ustawiamy miskę na garnku z gotującą się wodą (miska nie może dotykać wody) i w takiej kąpieli wodnej trzepaczką lekko mieszamy, spieniamy białka, aż osiągną temperaturę 60 stopni (tzn. do momentu, aż cały cukier się rozpuści). Wówczas zdejmujemy miskę z kąpieli i ubijamy mikserem masę do momentu, aż całkowicie ostygnie. Zajmie to około 10 minut, a masa będzie zwarta i błyszcząca (lekko ciągnąca). Dekorujemy ciasto.

Na wierzch wykładamy kilka łyżek lemon curd, który ładnie wygładzamy. Zapewne niektóre (niektórzy) z Was mają zazwyczaj lemon curd 'na stanie'. Na wszelki wypadek podaję przepis (warto go przygotować dzień wcześniej).

Lemon curd (1 średni słoik):

3 jajka
sok i skórka otarta z 4 cytryn
ok. 3/4 szklanki cukru (wedle uznania, można dodać więcej, próbując krem w trakcie)
3 łyżki masła

Wszystkie składniki umieszczamy w rondelku z grubym dnem. Podgrzewamy na małym ogniu, cały czas mieszając, aż składniki się połączą, cukier się rozpuści, a masa zgęstnieje. Nie możemy masy zagotować, bo zrobi nam się jajecznica. :) Gorący, gęsty krem przekładamy do słoiczka.


Gotowy tort schładzamy przez kilka godzin przed podaniem.
Uff... To chyba najdłuższy przepis w dotychczasowej historii tego bloga. Ale mam nadzieję, że wart był opisania i ktoś z niego skorzysta. :)





* Odpowiadając na pytanie soulstorm-everywhere: Nie, smak maku nie jest na pewno dominujący, a raczej  dobrze zbalansowany z pozostałymi.





sobota, 24 listopada 2012

Udało się!

I had been told that the training procedure with cats was difficult. 
It's not.
Mine had me trained in two days.
{Bill Dana}






Nie nawykłam do takich postów. Jednak sprytna nazwa tego bloga umożliwia mi publikowanie w zasadzie wszelakich treści.Wszak to różne rzeczy.

Początki były trudne. 
Chwile zwątpienia nierzadkie.
Były nawet łzy.
I kłębki sierści fruwające tu i tam.

I minął miesiąc.
I jest tak.

A teraz już kończę i gaszę światło, bo w przeciwnym razie rozniosą mieszkanie, a jest po północy.
Miłego weekendu! ♥





niedziela, 18 listopada 2012

39 guzików.


Kiedy wychodziłam za niego za mąż, dop­rawdy, kochałam tyl­ko je­go. A te­raz on wy­maga, żebym kochała także je­go gu­ziki, oczy­wiście te oder­wa­ne!
{Krystyna Siesicka}





I kolejny odcinek Motywującego Klubu Wioli. Tym razem padło hasło: 'Zrobiłam to'. 
W moim domu uzbierałaby się całkiem pokaźna liczba własnoręcznych 'wykonów' wnętrzarskich. Część zresztą zagościła na tym blogu od początku jego istnienia... 


Pomyślałam jednak, że zaprezentuję coś, co popełniłam w jakiś wieczór, zanim jeszcze przemknęła mi jakakolwiek myśl o blogowaniu. Coś, co nie jest ozdobą wnętrza. Coś bardziej 'babskiego'.


Dostałam od Mamy stary rozkładany przybornik krawiecki, a w nim nagromadzone latami guziki, których historie mogłyby stać się kanwą zbioru ciekawych opowiadań obyczajowych...
I tak jakoś wymyśliłam sobie taki guzikowy naszyjnik-śliniaczek. 

39 guzików, 7 metalowych 'ćwieków', kawałek złotego materiału i sznurek.
Parę tuzinów minut nawlekania igły i szycia.
I na koniec to uczucie, że na świecie jest tylko jeden taki egzemplarz. :)

W zanadrzu mam jeszcze kilka 'biżuteryjnych' tworów wieczornych, ale co tam będę pokazywać wszystkie na raz...







sobota, 17 listopada 2012

Późna jesień czyli sezon na bigos, mech w wazonie i babeczki kawowe



How must it be
to be moss,
that slipcover of rocks?—
imagine,

greening in the dark,
longing for north,
the silence
of birds gone south.

How does moss do it,
all day
in a dank place
and never a cough?—

a wet dust
where light fails,
where the chisel
cut the name. 
 
{Bruce Guernsey}


W ten weekend jemy pierwszy tej jesieni bigos. Aromatyczny, odpowiednio cierpki i odpowiednio zaprawiony (poszło w niego 3/4 butelki wytrawnego wina, tempranillo).

Pozazdrościłam też pewnym Bloggerkom ozdób z mchu i też sobie takie sprawiłam. O tej porze roku w ogródku znalazłam go aż nadto. Znalazłam też jakieś 'jagódki', które już sobie na nim leżały. Oraz szyszkę. I dwie śliwowe gałązki. Rach-ciach i jesienna ozdoba stołu gotowa. Choć trochę się boję, czy nocą coś z tego mchu nie wyjdzie i nie zadomowi się w ciemnym kącie...

A po bigosie, coś słodkiego. 
Błyskawiczne babeczki, na bazie przepisu na babkę pieczoną w keksówce, która zawsze się udaje. Ta babka była chyba pierwszym ciastem, jakie piekłam. Przepis dostałam od mojej przyjaciółki, która powiedziała, że "tego ciasta nie da się popsuć". Dlatego w moim zeszycie widnieje ono pod nazwą "Zawszeudające się Ciasto Agniechy". To ciasto znacząco zmieniło moje życie. Wypiekowe. Ponieważ wcześniej uważałam, że jestem wypiekowym beztalenciem. I nawet nie śmiałam myśleć, że w tej dziedzinie będę tu, gdzie jestem teraz. Dlatego od czasu do czasu sięgam po ten sentymentalny, szybki i prosty sposób na puszyste, lekkie ciasto, które można modyfikować na sto sposobów. Albo nawet na sto jeden.


Na jedną keksówkę lub 6 małych babek:

3 jajka
szklanka cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
120g klarowanego masła
3/4 szklanki mocnego naparu z naturalnej kawy
2 szklanki mąki
łyżeczka proszku do pieczenia

Jajka ubić z cukrem na gładki, puszysty krem koglo-moglowy. Dodać cukier waniliowy i masło oraz przestudzony napar kawy. Zmiksować. Dodać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia. Dobrze wymieszać.
Masę wylać do natłuszczonej keksówki lub foremek na babeczki. Piec w temperaturze 175 stopni do suchego patyczka (35-40 minut).

Podałam z domowym sosem karmelowym.





wtorek, 13 listopada 2012

Castanea sativa




W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle.
Zuzanna lubi je tylko jesienią.
- Przesyła ci świeżą partię.





A właśnie, że ich kulinarna geneza sięga zimowej diety niezamożnych mieszkańców Italii. Jedne z największych upraw znajdują się wciąż w regionie Lacjum. Tam też w okresie października i listopada można uczestniczyć przynajmniej w kilku jarmarkach i specjalnych dniach poświęconych kasztanom (sagra della castagna). 


Czy są smaczne? Kwestia gustu.

Są trochę jak orzechowe ziemniaczki. Słodkie i ziemiste w smaku. Mi, jako fance wszystkiego co ziemniaczane i quasi-ziemniaczane, bardzo odpowiadają.
Jako syta, ciepła przekąska, z którą trzeba się trochę 'pobawić', ściągając niejadalne łupiny.



Skorzystałam z rady, by przed pieczeniem lekko obgotować kasztany we wrzątku (15 minut, nacięciami do dna). 
I naprawdę radzę naciąć łupiny dość starannie (zalecam ostry nóż lub pomoc TŻ). Po 15 minutach w piekarniku rozgrzanym do 210°C, po otwarciu drzwiczek zdrowo huknęło! i jeden delikwent eksplodował pokrywając piekarnik, okoliczne szafki i mnie od frontu szronem swej kasztanowej zawartości. Było to dość zabawne, Mąż przyleciał sprawdzić, co się dzieje, ale chyba nie warto tego umyślnie próbować...



Podobno można je opiekać na patelni (zwykłej lub grillowej), albo na grillu. Jeśli ktoś w domowych warunkach próbował którejś z tych opcji, proszę o komentarz, jak poszło...





niedziela, 11 listopada 2012

Pavlova do potęgi² słodkości








Success depends in a very large measure upon individual initiative and exertion, and cannot be achieved except by a dint of hard work
{Anna Pavlova}



- Mam ochotę na coś bardzo słodkiego - mówi (a raczej pisze mi na Skypie siedząc 2 metry dalej) w piątek około 15:00 moja koleżanka Ewa. I przesyła mi link.
- Fajne - odpowiadam jej. - Zrobię jutro.
- To niesprawiedliwe - Ewa skajpuje do mnie. - Że ja chcę, a ty będziesz jeść.

No i korzystam z pomysłu. Choć bezę piekę według swoich sprawdzonych proporcji i temperatur. Bo to, co powiedziała Anna Pavlova, odnosi się również do pieczenia dobrej bezy (nazwanej jej nazwiskiem)...



Beza (2 blaty)

6 białek (w temperaturze pokojowej)
300g cukru
1 łyżeczka skrobi kukurydzianej
1 łyżeczka octu winnego

3 łyżeczki kakao naturalnego
50g posiekanej gorzkiej czekolady

Białka ubić w czystej, suchej misce na sztywną pianę. Następnie - nadal ubijając - dodawać cukier, bardzo małymi partiami. Piana musi być zwarta i lśniąca. Na koniec dodać skrobię, ocet i 1 łyżeczkę kakao i ubijać jeszcze minutę. Szpatułką, dwoma, trzema ruchami wmieszać pozostałe kakao i czekoladę.
Rozłożyć pianę równomiernie na dwóch blaszkach wyłożonych pergaminem (dla ułatwienia rysuję sobie na pergaminie okręgi).
Włożyć do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, a po 5 minutach zmniejszyć temperaturę do 150 stopni. Tak piec około 2 godzin, aż wierzch blatów lekko popęka, a spód będzie suchy. Odwrócić delikatnie blaty i zostawić w piekarniku, aż ten całkowicie ostygnie.


Krem

1 opakowanie (250g) mascarpone
1 kubeczek (150g) śmietanki 30%, mocno schłodzonej
1 łyżka masła orzechowego
1 łyżka cukru pudru

Mascarpone ubijać z masłem orzechowym i cukrem pudrem do połączenia składników, a następnie dodać śmietankę, i dalej ubijać, aż powstanie gładki krem.

Ponadto:

1 szklanka sosu karmelowego*
pół szklanki prażonych, solonych orzeszków ziemnych

*sos karmelowy: 1 szklanka białego cukru, ćwierć szklanki wody, 150g słodkiej śmietanki 30%. 
W rondelku z grubym dnem zagotować cukier z wodą mieszając dopóty, dopóki cały cukier się nie rozpuści. Zostawić na małym ogniu (9-10 minut), aż karmel nabierze jasnobrązowego koloru (ostrożnie, bo w tym momencie karmel może się już szybko spalić). Zestawić z ognia od razu wlać śmietankę i podgrzewając na małym ogniu mieszać, aż składniki się połączą, a sos karmelowy zgęstnieje. Wystudzić.

Blaty przełożyć kremem, polać karmelem i posypać orzeszkami. Wierzch udekorować dowolną ilością karmelu i orzeszków.
A potem zaprosić kogoś.
I zjeść, aż zęby będą bolały od bezowej słodyczy, przełamanej lekką słonością orzeszków.










środa, 7 listopada 2012

Wyróżnienia i nagrody ♥


Cats are intended to teach us that not everything in nature has a function

{Garrison Keillor}




Dziś taki post 'zbiorczy'.

Po pierwsze, nagroda która dotarła do mnie z Limerick od Wioli - ramka z Jej dziełem, która świetnie się wpasowała w ramkową kompozycję parapetową.

Po drugie, wyróżnienia 'Liebster Blog '- i to dwa - które otrzymałam od Dziewczyn. Goya Rose  i Roza Roz - dziękuję bardzo! Poniżej odpowiadam na Wasze szalone (!) pytania, żeby wyróżnienie nie przepadło... takie reguły :) 

Po trzecie, Sierściaki. 
Ten niżej już tu się pojawiał (widać doświadczenie w pozowaniu...).
Heser. Wiek: 2,5 roku. Status: 'Rezydent' od ponad 2 lat.

Ta wyżej - wszystko czarne plus dwa żółte guziki - pozuje na razie bardzo niechętnie i złapać ją nieruchomo w obiektywie, niemal niemożliwe... 
Kimbra. Wiek: 1 rok. Status: 'Nowa W Domu' od 2 tygodni.

Liczę na wspólną ich fotkę kiedyś... Na razie cieszę się ze stanu 'jakoś się tolerujemy, dwa razy dziennie jakieś starcie, pełna zgoda w drodze do misek'.

Tymczasem życzę, jak nie pięknego, to przynajmniej miłego dnia!





Odpowiedzi na pytania Goyi:

1. Czy czekolada biała jest czekoladą? Nie. Ale i tak bardzo lubię.
2. Dlaczego większość Blogerek ma koty? Bo to najfajniesze i jedyne samoczyszczące się sierściuchy.
3. Najśmieszniejszy film jaki widziałaś? Było kilka, po których ze śmiechu bolał mnie brzuch, ale jakie? Musiałabym zapytać Męża, na których najbardziej się bawiliśmy...

4. Przyprawa której nie lubisz? Myślę, że nie ma takiej - są tylko niewłaściwie użyte...
5. Wolisz budyń czy kisiel? 
Ostatnio budyń. Śmietankowy. Z sokiem albo puree owocowym.

6. Kraj w którym chciałabyś żyć? Taki w którym w zimie temperatura nie spada poniżej 10 stopni.
7. Brad Pitt czy Johnny Deep ? :)  Brad Pitt
8. Wolisz zmarznąć czy się spocić ? Zdecydowanie NIE zmarznąć
9. Najdziwniejszy prezent jaki dostałaś? Nie potrafię odpowiedzieć.. . Albo sobie takiego przypomnieć... Może jeszcze takiego nie dostałam?
10.Co oznacza słowo "rakastan"? Love?
11.Kolor Twoich oczu? W dowodzie osobistym - szary.





Odpowiedzi na pytania Rozy:



1. Miasto czy wieś? Pół na pół
2. Dom czy blok? Dom - wymarzony, blok - praktyczny
3. Brokuły czy kalafior? Brokuły bez dwóch zdań
4. Czerń czy biel? Czerń. A jeszcze lepiej szarość z połączenia tych dwóch.
5. książka czy gazeta? Książka
6. Samochód czy rower? Hmm... Samochód! z gwiazdą ;)
7. Czy wierzysz , że 21 grudnia nastąpi koniec świata???? Nie
8. Jak spędziłabyś ostatni dzień swojego życia??? Tak jak każdy inny
9. Twoje ulubione danie? Za duży wybór. Mimo to... Spaghetti aglio, olio e peperoncino
10.Czego najbardziej nie lubisz robić? Sprzątać kocich kuwetek? Ale muszę...
11.Co najbardziej kochasz robić? Naprawdę mam napisać???